„Małe życie”. Na pewno?
Bardzo się cieszę z tego, że wzięłam udział w konkursie na najlepszą recenzję organizowanym przez Bibliotekę w Buku. Dziękuję jeszcze raz za upominki i zachęcam do przeczytania recenzji oraz – a może przede wszystkim – rewelacyjnej książki H. Yanagihara pt. „Małe życie”.
W wielkim skrócie
Autorka H. Yanagihara napisała książkę w taki sposób, że czytanie jej – do czasu – sprawia przyjemność. Poznanie postaci następuje krótko po ukończeniu college’u. Wraz z kolejnymi kartami towarzyszymy czwórce znajomych w poszukiwaniu mieszkania, zdobywaniu pracy, pokonywaniu szczebli kariery, nabywaniu uznania, bogactwa, budowania związków, tragicznych śmierci. Jesteśmy świadkami ich wzlotów i upadków, również we wzajemnych relacjach. Wspólne spotkania, razem spędzony czas, wiedza o podejmowanych działaniach przez każdego z nich, myślenie o przyjacielu, zastanawianie się nad jego losem, próby umniejszenia niedogodności, jakich doświadcza stanowią pień, rdzeń książki. Od przyjaźni wszystko się zaczyna, na niej opiera się akcja, dzięki niej bohaterowie podejmują się zadań będących właściwie poza możliwościami.
To, co było, a to, co jest
Podążanie za nietuzinkowymi losami znajomych przeplata się z retrospekcją. Powroty do przeszłości sprawiają, że czytelnik poznaje osobistą historię każdego z przyjaciół: zasady życia związane z miejscem, w którym się urodzili i dorastali, warunki ekonomiczne, skład najbliższej rodziny, jej sposób funkcjonowania, postawy i wartości, jakie uznawali i przekazali. Świadomość doświadczeń z dzieciństwa uwrażliwia, pozwala spojrzeć na bohaterów z innej perspektywy, zrozumieć ich. Z trudną historią najważniejszej osoby w powieści zapoznajemy się stopniowo.
Dlaczego?!
Napisałam wyżej, że przyjemność z czytania jest krótkotrwała. Ujawniana przeszłość Jude’a okazuje się nie do zniesienia. Opisy nasilonego okrucieństwa wobec młodego chłopaka powodowały, że musiałam przerwać lekturę. Wracałam do niej po kilku dniach, czasami tygodniach.
Życie młodzieńca od początku naznaczone jest traumatycznymi doświadczeniami. Został porzucony przez biologicznych rodziców, noworodka przyjęli zakonnicy i otoczyli surową opieką. Poczucie odrzucenia wzmacniane przez klasztornych braci, wymagania ponad normę wiekową, brak bliskości emocjonalnej powodowały wybuchy złości, które karane było srogo i boleśnie. Jednak to dopiero początek tragicznych losów Jude’a. Po ucieczce z zakonu z jednym z opiekunów chłopiec staje się ofiarą molestowania seksualnego, doświadcza przemocy ze strony klientów. Wówczas nie skończył jeszcze dziesięciu lat. Z biegiem czasu zmieniają się jego opiekunowie – oprawcy, również w domu dziecka nie został ochroniony przed nadużyciami. Wielokrotnie był narażony na utratę zdrowia przez zarażenie chorobami przenoszonymi drogą płciową, jego życie było w bezpośrednim niebezpieczeństwie, gdy celowo został potrącony.
Czytanie o tak dramatycznym dzieciństwie, o poziomie bestialstwa, który jest trudny do zniesienia, powoduje bałagan w głowie i prowokuje do zadawania pytań o sens niezawinionego cierpienia. Ponadto: ile człowiek może znieść? Jak długo można żyć w beznadziei? Jak to się dzieje, że ludzie są w stanie przetrwać sytuacje, które właściwie uniemożliwiają przeżycie? Co z tym złem? Dlaczego jest na świecie?
Oblanie miłością
Oraz kolejne: jak to jest możliwe, że po tak traumatycznym dzieciństwie człowiek jest w stanie wypełniać role społeczne i dawać dobro najbliższym?
Aktualne losy Jude’a przeplatane są z wątkami z przeszłości. Główny bohater okazuje się osobą z wieloma talentami: ma rewelacyjną pamięć i wysoką inteligencję, jest wybitnym specjalistą w dziedzinie prawa, posiada zdolności manualne, potrafi przygotowywać wspaniałe dania, jest pracowity i cierpliwy w swoim wysiłku, chętnie dzieli się czasem i umiejętnościami ucząc innych, gra na pianinie i pięknie śpiewa, jest osobą lubianą, szanowaną, ma charyzmatyczną osobowość, która przyciąga ludzi, jest skromny, z radością przeznacza czas na to, by zadbać o przyjaciół. Wieloletnia przyjaźń z wykładowcą zaowocowała adopcją dorosłego już Jude’a. Po latach najlepszy przyjaciel wyznaje mu miłość. Stworzyli związek pełen zaufania i wrażliwości na drugą osobę.
Obserwujemy głównego bohatera, kiedy jest otoczony, oblany miłością. Ludzie akceptują go takim, jakim jest, pomimo braku wiedzy o jego historii. Najbliżsi w głębi serca są pewni, że kryje straszną przeszłość, jednak nie wymagają udzielenia odpowiedzi. Zapewniają miłość i pozostawiają przestrzeń.
Piętno
Tragiczne doświadczenia odciskają piętno na całe życie. Jude ma problemy ze zdrowiem: napady bólu oraz trudno gojące się rany na nogach, które doprowadzają w końcu do amputacji kończyn. Pokryte bliznami ciało jest dla bohatera powodem do wstydu, ocenia je jako budzące odrazę. By zaradzić szalejącym emocjom podejmuje działania autodestrukcyjne, poważnie tnie się żyletkami. Głęboko ugruntowane przekonanie o tym, że nie zasługuje na dobro jest jego nieodłącznym towarzyszem.
Adopcja i szczęśliwy związek nie są antidotum na demony głównej postaci. Jude stale oczekuje, że przyjaciele znudzą się nim, będą mieli dość jego problemów, a zanim go ostatecznie opuszczą, wyrządzą mu krzywdę, gdyż to (we własnej opinii) jest już przesądzone.
Pomoc nie przynosząca ulgi
Po latach próśb ze strony znajomych i po zdarzeniach, które miały zakończyć życie, bohater wyjawia swoją przeszłość. Najpierw stopniowo zwierza się partnerowi Willemowi, który nie był przygotowany na tak okrutną prawdę. Stanowcza postawa przyjaciół zmusza Juda do podjęcia leczenia. Między kartami dowiadujemy się, że opowiedział o swoich doświadczeniach psychoterapeucie, a także spisał je dla bliskich, którzy zapoznają się z historią po odejściu.
Pomimo tego, że zaufał innym i wpuścił ich do tej mrocznej sfery życia okazuje się, że nikt nie jest w stanie mu pomóc. Do końca postrzega swoje życie jako znój. Niepotrzebny znój.
Ja wobec innych
Jude dąży do tego, by za wszelką cenę spełnić oczekiwania innych osób. Nawet samobójstwo odracza w czasie, ponieważ obiecał bliskiej osobie, że nie targnie się na własne życie.
Gwoli podsumowania
Pisząc tę recenzję czuję ciężar lektury. Podnoszone kwestie mają znaczenie egzystencjalne. Nie ma tutaj happy endu, nie ma odpowiedzi dlaczego złe rzeczy przydarzają się dobrym ludziom. Książka nie postawia złudzeń: czasami ogromny wysiłek jest daremny, rany w sercu nie zabliźnią się, człowiek będzie odczuwał nieszczęście.
Inny wniosek, który nasuwa mi się po zakończeniu czytania jest następujący: sens codziennych zdarzeń, sens życia jest zawarty w relacjach z najbliższymi osobami. To przyjaciele nadają kształt osobistym losom.
Ostania refleksja odnosi do absurdu pomiędzy tytułem a zawartością książki. Czy to na pewno „Małe życie”?